- Nie lubę się zbytnio "bawić" w te całe znajomości. Ludzie przychodzą i odchodzą, w końcu aż ciężko nadążyć za nimi. Wolę być zdana sama na siebie, niż prosić o pomoc innych; nie znasz człowieka, twierdzi, że pomaga ci bezinteresownie, przyjdzie co do czego i chce Bóg wie czego - wzruszyła ramionami, podnosząc się. Odstawiła kieliszek na bar i wróciła do stolika, nie siadając tylko opierając się rękami o blat stołu.
- Dlatego nie ufam nikomu i z nikim się nie przyjaźnię - warknęła tylko i wsadziła ręce do kieszeni. Miała gdzieś tą panią adwokat, do życia jej się nie przyda. Skinęła głową wszystkim tu obecnym i ruszyła w stronę swego domu.
z.t.